Powierzenie Bogu swoich marzeń jest strasznie trudne. Dlatego najlepiej zacząć od małych kroków. Na przykład… od udziału w roratach. W tym roku chcę postawić adwent na jedną kartę i na maksa oddać w ręce Boga swoje życie.
DIY życie z marzeń
Maryja podejmowała decyzje po ludzku niezrozumiałe. Zgodziła się na nieplanowaną ciążę i poród w stajni. Kiedy narzeczony zastanawiał się czy jej nie zostawić, pojechała na wakacje do kuzynki. Osiągnęła spełnienie, księcia z bajki i spokój serca. Była wolna, pełna miłości i ciepła. Zasłuchana w Boga. Cierpliwa. Wierząca w każdy Jego szept. Kiedyś zastanawiałam się, co mnie z Nią łączy. Dziś nie mam wątpliwości – choć kompletnie mi to nie wychodzi, chcę żyć jak Ona. I zamierzam zrobić pierwszy krok w tym kierunku.
Bo chyba tak wyobrażam sobie szczęśliwe życie – z Bogiem w centrum, rodziną przy stole i pasją w głowie. Ale powierzenie Bogu swoich marzeń jest strasznie trudne, dlatego najlepiej zacząć od małych kroków.
Roraty jak kawa
Żeby być u dominikanów na 6:30, muszę wyjść z mieszkania o 5:41. Najpóźniej o 5:58. To znaczy, że muszę wstać o 5:00 rano. Nie mogę zostać w łóżku nawet trzech minut dłużej. Ale jeżeli nie zrobię tego teraz, nie zrobię tego prawdopodobnie nigdy. Dlatego planuję przestać się ociągać i potraktować roraty jak poranną kawę.
Powodów, dla których chcę codziennie chodzić na roraty, jest kilka. Będę miała czas zarezerwowany tylko dla Pana, dam Mu szansę, żeby mnie nawrócił, jeszcze bardziej otworzę się na działanie Ducha Świętego, aktywnie i świadomie przeżyję adwent, nie będę się spóźniać do pracy, nie będę miała problemów ze snem i przekonam się, czy roraty nie są przereklamowane ;) Ale szczególnie cieszę się na spotkania z Maryją.
Jak spotkać księcia z bajki?
To Ona jest adwentowym kluczem. Jej życie zawiera przepis na szczęśliwe małżeństwo, mądre macierzyństwo i spełnioną kobiecość. Mimo, że już na samym początku Anioł zwiastuje Jej katastrofę w postaci nieślubnego dziecka. Małe życiowej bum. Kiedyś śniło mi się, że jestem w ciąży i nie wiem, jak to się stało. Obudziłam się cała spocona ze strachu. Maryja przyjęła taką wiadomość bez protestu. Uwierzyła też Bogu, że pozna Józefa (który wszystko zrozumie – sic!) i spokojnie pojechała sobie do kuzynki. Ich relację totalnie zawierzyła Panu. A Józef – po kilku dniach ciszy – okazał się księciem z (niebiańskiej) bajki.
Betlejemskie story
The best of to dla mnie jednak wypad do Elżbiety. Maryja nie zalewa się łzami tęsknoty za Józefem, który ma podjąć decyzję czy być z nią czy nie, ani żalem, że Bóg chce ją zabić (dwa tysiące lat temu nieślubna ciąża równała się śmierci). Ona sobie idzie w odwiedziny! No rety! Pan wzywa, więc idzie. Prosta sprawa. Przecież to Boga interes, żeby wszystko się ułożyło. Nie jej. A przynajmniej nie tylko jej.
A to nie koniec. Gdy Maryja wraca, Józef oswaja się z sytuacją i jadą sobie do Betlejem. Planują narodziny ukochanego, pierwszego dziecka. Wszystko wydaje się wspaniałe. Aż trafiają do stajni. Super opcja. Gdybym miała rodzić w stajni, chyba by mnie coś trafiło. A ona jest wolna od żalu, złości, rozczarowania. Jest szczęśliwa.
Nic do przemeblowania
Szukając pokoju serca, wolności, Pana Boga i siebie samej, zaserwowałam sobie w życiu różne przewroty. Przygotowywać, planować i wierzyć, że gdyby nie ten świat, byłabym dużo bliżej Nieba – to bardzo wygodne. Ale złudne.
Maryja nie dostosowywała swojego świata do Boga. Po prostu tworzyła Mu okno.
Bo Bożej wolności doświadczamy wtedy, kiedy się na nią otworzymy. Nie musimy przemeblowywać duszy i serca. Wystarczy, że wpuścimy do nich Powietrze. Właśnie to chcę zrobić.
Zapraszam Was do codziennego kibicowania moim adwentowym zmaganiom. Wydarzenie znajdziecie tutaj. Zapiszcie się. Śledźcie. Coś czuję, że ten adwent zapamiętam do końca życia! :)
A już teraz przed Wami pierwszy kawowy odcinek:
33 komentarze
Dlaczego nie działa Ci snapchat?
Marta, powinien działać (jola_szymanska) :) ale w tym tygodniu nie nagrywałam, więc może stąd wątpliwości ;)) Zaraz tam wrócę więc warto warto i fajnie, że mnie tam szukasz :)
Też mam taki problem. Po kliknięciu na twoją ikonkę wyświetla mi się „Przepraszamy! nie można znaleźć jola_szymanska” a wcześniej miałam twojego snapa. Może zablokowałaś przypadkowo jakiś ludzi….
O mamo to strasznie dziwne :( Poszukam jeszcze raz w ustawieniach :(
Bardzo mnie zmotywowałaś, dzięki ❤
Drobiazg, Marta! ;)
Oglądanie (losowe) Twoich filmików z serii „Roraty jak kawa” z 2015 roku dodatkowo motywuje. Dzięki. Chciałbym w tym roku codziennie być na Roratach, ale chyba będzie to trudne. Czas pokaże. :-)
Bardzo mi miło! :) Powodzenia!! :)
Dołączam! Pierwsze roraty opuściłam, bo bym na zajęcia nie zdążyła, a byłam w domu rodzinnym na weekend. Myślę, że się z Szefostwem dogadam co do tego. Ale reszty nie odpuszczę! Do zobaczenia u Dominikanów za 7 godzin ;)
Wow. Pierwszy raz slysze o roratach w niedziele. W Trojmiescie sie z tym nigdzienie spotkalem.
Always look on the bright side of life :) and Adwent too.
U mnie w parafii czytali na ogłoszeniach, że są ;-) A tak serio, to w niedzielę nie powinno być rorat. Teraz już wiem ;-)
Kurcze dziewczyno, dobrze, że jesteś :) świetny tekst, jak zwykle konkretny i trafiający, choć bardzo prosty :) dobrze, że Pan Bóg robi użytek (w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu) z takich ludzi jak Ty :) z przyjemnością dołączam do Twojego roratowego wyzwania :) a za rok może uda się nawet widywać na roratach, bo mam zamiar studiować w Krakowie, teraz jestem w klasie maturalnej i jeszcze walczę :P ale dla Boga nie ma nic niemożliwego :) trzymaj się, życzę powodzenia… i Tobie i sobie :)
Dzięki, Anita :-) Trzymam kciuki za maturę, na szczęście masz jeszcze trochę czasu, żeby „pomóc” Bogu w jej wynikach ;-)
Nie zaspałaś! W niedzielę rorat jako takich (czyli mszy poświęconych NMP) się nie odprawia (chyba że na nielegalu :P). Mam nadzieję, że w poniedziałek się udało. No i wytrwałości życzę :)
Dzięki! Się udało! :-)
https://m.youtube.com/watch?v=yTCjWseMUYo
Do zobaczenia jutro u Domini! :)
Do zobaczenia :-)
Jaki inspirujący tekst o Maryi! Dziękuję! :)
Otwórz się, otwórz, czeka Cię piękny czas…
Mój adwent w tym roku będzie inny. Po zeszłorocznym adwencie adwentów (i jednocześnie najpiękniejszych okresem liturgicznym przeżytym kiedykolwiek przeze mnie) teraz czeka mnie adwent, kiedy mogę chodzić na roraty jedynie w weekendy. Ale jest plan domowo – roratni :) specjalny czas dla Niego. Codziennie rano. I lampion też będzie :)
Śliczny plan :-) Taki domowy adwent ma zupełnie inny klimat i urok. Aż Ci zazdroszczę, bo sama jestem ciągle w biegu, poza samymi roratami :-)
Piękne postanowienie! Pamiętaj, że im trudniej tym bardziej będzie warto! :)
Czy będziesz chodzić na roraty dla dorosłych czy te dla dzieci ?
Coś w tym jest ;) Hmm ale wiesz, nie wiem. Pewnie będzie różnie ale będę starała się chodzić na roraty dla dorosłych. A to są rzeczywiście takie rozgraniczenia wiekowe? :)
Weszłam na Twojego bloga w sumie przez przypadek, przeczytałam wpis z wielką przyjemnością. Kliknęłam w link do filmiku, a tu….. kapliczka, obok której często przechodzę, park, po którym lubię spacerować i biegać…jej, fajnie wiedzieć, że w pobliżu żyją tak pozytywni ludzie o podobnych poglądach. Trzymam kciuki za Twoje adwentowe zmagania :) Sama teraz czuję się zmotywowana, by uczestniczyć w roratach – może nie codziennie, ale często. Pozdrawiam :)
Aniu, hah, widzisz, to miasto jest małe :) Dzięki!
Powodzenia i dzięki :) Zapomniałem, że przecież teraz są roraty. W zeszłym roku miałem problem z porannymi roratami i zacząłem chodzić na wieczorne Msze, ale w tym roku mam silne postanowienie :) Do ojca Szustaka dołączam Twoje kawowe filmiki :)
Wow to doborowe towarzystwo mi serwujesz :D Trzymam kciuki za Twoje postanowienie, chociaż sama wątpię, że u mnie cały adwent obędzie się bez wieczornych rorat ;)
Dziś w sposób niezaplanowany wcześniej nadrobiłem Twoje filmiki na YT (któryś z nich oglądałem i z jednych poleceń YT na drugie sporo obejrzałem) :) Przypomniał mi się ten mój komentarz, gdy tak naładowany (i z takim powerem) planowałem roraty. Trochę czuję się przegrany, bo udało mi się wstać tylko raz (pamiętam, że ten poranek był mega, a potem cały dzień mi się super układał i jakoś tak więcej czasu miałem dla siebie, potrafiłem każdą minutkę docenić). Parę razy było już blisko (gdybym wstał 5 minut wcześniej, wyrobiłbym się na roraty), potem przed sesyjny egzamin, kilka rzeczy uczelnianych, ostatecznie trochę to nadrobiłem podczas wieczornych mszy. Tylko że mimo tych braków czułem przez ten adwent taką potrzebę przemiany, trochę się wyciszyłem wewnętrznie (bo do głośnej muzyki mam słabość), odbyłem nawet rekolekcje i spowiedź. Z jednej strony okazałem się strasznie słaby, z drugiej Bóg wyprowadził jakieś dobro z samej mojej chęci (za wygraną tego adwentu uznaję powrót do brewiarza dla świeckich – nie wiem czy tam mogę to nazwać, bo nie jest datowany a to taka wersja miesięczna, którą się ciągle odnawia – takiego wydania z Lednicy; też miałem okresy nieczytania, ale sam fakt powrotu jest dla mnie cenny).
Bałaś się, że nie wytrwasz i już prawie koniec. Gratuluję :)
PS. Nie wiem, po co to wszystko piszę, ale może po tym maratonie Twoich filmików (nieplanowanym) zebrało mi się na taką refleksję :)
Darek, bo w tej grze nie ma przegranych :-) Bóg każdego prowadzi inaczej i fajnie, że się Mu dałeś poprowadzić ;-)
A dla mnie taki komentarz to radocha wiec dzięki :-)
Pozdrowienia sylwestrowe!
Keep calm and believe in dobro, które Bóg w Tobie założył.
Tak, jego odkrywanie często bywa żmudne. Jednak sama wiesz, Jolu, ze fajne.
Również mam postanowienie codziennej obecności na roratach. 3maj się, Kobietko :)
Dziękuję za rozważania o Maryi. Będę do nich wracać i rozmyślać).
Dzięki! oj wiem, że fajne ;)
Powodzenia w podjętym wyzwaniu! :-) U nas w niedziele niestety nie ma rorat.
Dzięki! ;) P.S. Wszyscy mi dziś mówią, że niedzielnych rorat w ogóle nie powinno być ;)
Dziękuje, dziękuje za ten cudowny wpis!!! Tak prosto, zwyczajnie przedstawiona historia Maryi. Wzruszyłam się, szczerze… Otworzyłaś mi oczy na zmagania, które miałam przez ostatnie kilka miesięcy, dziękuje!
Kasiu ale mi miło mi :)